SZUKAJ

Wywiad z Justyną Czerniak – moda w czasie Fashion Weeków

6 min.
W tym artykule:

Justyna Czerniak to ciesząca się coraz większą popularnością polska blogerka modowa. Jej stylizacje zostały już docenione przez topowe magazyny modowe, takie jak „Vogue„, „Harper’s Bazaar” czy „Elle”. Prowadzenie instagramowego konta nieustannie łączy z byciem żoną i matką. My z kolei postanowiliśmy zajrzeć jej oczami za kulisy Fashion Weeków, na których regularnie się pojawia.

Ewelina Gajoch:

Absolwentka Uniwersytetu Ekonomicznego zostaje fashionistką. Jak do tego doszło?

MODIVO WYPRZEDAŻ

Justyna Czerniak:

Świat sztuki, taniec, moda, fascynowały mnie od zawsze. Gdy miałam 15-16 lat moi bliscy wróżyli mi karierę wokalną. Śpiewałam w szkole, na zajęciach pozalekcyjnych; ostatecznie wzięłam nawet – z zaskakująco pozytywnym dla mnie efektem –  udział w znanym muzycznym talent-show. Choć ukończyłam studia ekonomiczne, szczerze przyznam, że świat twardego biznesu nie pociąga mnie zupełnie. Jak zostałam influencerką? To jeden z wielu szczęśliwych przypadków w moim życiu, ale o tym opowiem za chwilę, bo ów przypadek jest właśnie związany z moim pobytem na Fashion Weeku. 

Ewelina Gajoch:

Regularnie bierzesz udział w tygodniach mody na całym świecie, w czasie których jesteś fotografowana przez największych fotografów street style’u. Pamiętasz swój pierwszy wyjazd na Fashion Weeka? 

Justyna Czerniak:

O tak! Do Paryża pojechałam pierwszy raz na „Haute couture” jako… dziennikarka. W związku z tym, że mieszkałam kilka lat w Londynie, dostałam – przez zupełny przypadek – propozycję zrealizowania na rzecz platformy międzynarodowej FASHION TV wywiadów w języku angielskim ze znanymi projektantami. Miały być prowadzone w biegu, w formule dynamicznej, na kilka minut przed pokazami. Gościłam więc na backstage wielu pokazów i poznałam cudownych ludzi a także elektryzujący klimat tych miejsc. Mój pierwszy kontakt z Fashion weekiem to było ogromne przeżycie! Tłumy fotografów, dziennikarzy, gwiazd z pierwszych stron gazet, projektantów, modelek. Stresowałam się ogromnie i bałam się, czy uda mi się odnaleźć w tym „tłumie”. Spotkałam się jednak z przeogromną życzliwością. Moją pierwszą rozmowę przeprowadziłam ze Stefanem Rollandem – wspaniałym francuskim projektantem, byłym dyrektorem kreatywnym linii męskiej Domu Mody Balenciaga. Przekrzykiwaliśmy się przez hałas suszarek do włosów, rozmowy makijażystów i modelek, gwar oczekującej na zewnątrz publiczności. Zagadaliśmy się tak, że nie zdążyłam wyjść przez zaplecze, tylko musiałam przejść przez catwalk otoczony osobistościami siedzącymi w pierwszym rzędzie pokazu. Potem, jak bywało to u mistrza filmu grozy Hitchcocka, napięcie już tylko rosło… Biegnąc poczułam, że ktoś ciągnie mnie za rękę i siłą sadza na krzesło. Oniemiałam, bo była to Sigourney Weaver! Segourney posadziła mnie obok siebie, nachyliła się do mnie i powiedziała: „Po pokazie musisz mi powiedzieć, skąd wzięłaś tę kieckę”.   

To było jak wejście do innego świata, jak przejście na drugą stronę lustra.

Uznałam wtedy, że oprócz dziennikarstwa, chciałabym pokazywać to, czego sama miałam okazję doświadczyć na moim blogu instagramowym. Z czasem bycie influencerką na pełen etat wyparło inne aktywności, dając mi jednak w zamian ogromną ilość zadowolenia i poczucia samorealizacji. 

Ewelina Gajoch:

Tworząc stylizacje na ,,uliczny wybieg” po którym poruszasz się w czasie tygodni mody masz jakieś sprawdzone triki, które przykuwają uwagę fotografów?

Justyna Czerniak:

Nie, nie stosuję żadnych trików. Podczas Fashion Weeków – szczególne tych paryskich – uwielbiam obserwować freelancerów, którzy przebierają się w „barokowe” stroje, szokując zarówno obserwatorów na ulicy jak i zapewne fotografów. To chodzące kopalnie pomysłów dla stylistów, artyści, ludzie o otwartych i odważnych duszach. Jestem na to chyba zbyt introwertyczna. Jeśli miałabym używać określeń modowych, jestem zdecydowanie bardziej „pret a porter” niż „haute couture”.  

A wracając do tworzenia stylizacji na „uliczny wybieg” – w moim przypadku to zdecydowanie długi proces.

Zaczynam zawsze od impulsu, tej myśli jeszcze nieoszlifowanej, która mówi mi, że coś będzie się z czymś dobrze komponować. Zdarza mi się oczywiście wielokrotnie zmieniać zdanie, przebierać się, eksperymentować… Wszak jestem kobietą, a kobieta zmienną jest.

Ze znacznym wyprzedzeniem planuję outfity, robię zdjęcia odzieży, łączę je w telefonie sprawdzając, jak będą do siebie pasowały i czy uzyskam zamierzony efekt. Uwielbiam ten okres przygotowań- choć stresujący, daje mi ogromną frajdę. Nie jestem przy tym nieomylna, czasami moje zadowolenie na etapie przygotowań jest duże, a gdy potem widzę zdjęcie wykonane przez reporterów mówię do siebie: „No, cóż… mam nadzieję, że nikt liczący się w branży tego nie opublikuje”. 

Idąc na pokazy spotykam wielu fotografów, staram się wtedy być po prostu sobą i czerpać radość z takich momentów w moim życiu. To pozwala mi zachować naturalność, którą tak cenią fotografowie. Nie od razu się tego nauczyłam. Kiedyś, kiedy widziałam wycelowane we mnie obiektywy aparatów, chwytałam ze stresu za telefon, udając, że do kogoś dzwonię. Dziś znam osobiście wielu fotografów, pozdrawiamy się już z daleka co przekłada się bezpośrednio na moją pewność siebie podczas takich „ulicznych” sesji.   

Ewelina Gajoch:

Kompletując looki na ten czas kierujesz się tylko i wyłącznie wyglądem, czy wygoda też odgrywa tu swoją rolę?

Justyna Czerniak:

Zacznę może od tego, że nie potrafię założyć na siebie niczego, z czego nie jestem zadowolona, w czym nie czułabym się dobrze. Na zdjęciach byłoby widać po mojej minie, że strój nie daje mi radości. Jednak radość z danego looku a wygoda to czasami dwie różne sprawy. Kiedy zastanowię się i sięgnę wspomnieniami do moich dotychczasowych występów na Tygodniach Wielkiej Mody, to muszę powiedzieć z rozbawieniem, że „wygoda” nie jest pierwszym moim skojarzeniem dotyczącym Fashion Weeka. Co więcej, jest mu raczej obca. Nie mówię, że nie nosiłam wygodnych looków, diabeł jednak tkwi tu w szczegółach. Wielka moda rządzi się swoimi prawami. Kolekcje projektowane są zwykle na wiele miesięcy do przodu, co powoduje, że zimą projektanci prezentują pomysły na okresy letnie. Jeśli chcę pozostać „w trendach” to oznacza, że podczas Fashion Weeka będzie mi po prostu chronicznie zimno. Nie wyobrażam sobie też rezygnacji ze szpilek noszonych często na bose stopy, nawet, jeśli śnieg utworzyłby wysokie zaspy. W pracy stawiam zdecydowanie na wygląd moich propozycji modowych – na wygodę przychodzi czas, gdy wracam do domu.

Wybór jest wtedy oczywisty: dżinsy, t-shirt i buty sportowe. Jeśli wypada zdecydowanie „nie mój dzień”, dokładam jeszcze bejsbolówkę. Prawdę mówiąc nie jest to wcale mój zestaw „ostatniej szansy”, bo bardzo lubię taki outfit – w przeciwieństwie do mojego męża, który woli mnie w zdecydowanie bardziej kobiecym wydaniu.

Ewelina Gajoch:

Dostrzegasz znaczące różnice w sposobie ubierania się tam, gdzie jeździsz w stosunku do tego co widzimy na polskich ulicach?

Justyna Czerniak:

Moje ukochane miejsca związane z modą to Kopenhaga i Paryż. Znam dobrze te miasta, czuję się tu bezpiecznie i mam wielu przyjaciół z którymi uwielbiam spędzać czas. Cenię też Londyn, mieszkałam tam kilka lat ale niestety nie potrafię odnaleźć tam takiego klimatu, jak w Kopenhadze i Paryżu. 

Obserwując mojego bloga łatwo stwierdzicie, że uwielbiam modę rodem z Kopenhagi! Jest niepowtarzalna i ma w sobie tę oryginalność, której nie da się pomylić z kreacjami z Paryża czy NY. Styl „kopenhaski” bardzo mi odpowiada. Jestem blondynką, często słyszę, że wyglądam jak „Scandi girl”. Zawsze na mojej twarzy pojawia się uśmiech, gdy widzę moje zdjęcie w gazecie z podpisem „A oto jak ubierają się Skandynawki”. Kto wie, może mam w sobie domieszkę krwi skandynawskiej, stąd ta miłość do tutejszego stylu! 

A wracając do różnic w stylu w stosunku do Polski – Kopenhaga i Paryż to miasta otwarte na ekstrawagancję, gdzie kobiety nie boją się w śmiały sposób wyrazić swojego stylu. Odnoszę wrażenie, że w Polsce zbyt wiele zastanawiamy się, czy w modzie coś wypada czy też nie.    

Im dłużej interesuję się modą, tym bardziej uważam, że nie ma rzeczy, których w modzie nie wypada. Powiedziałabym raczej, że są w modzie „rzeczy, których nie warto” i temu staram się hołdować w moim stylu.

Ewelina Gajoch:

W jaki sposób przenosisz trendy z wybiegów do swojej szafy? Inspirujesz się całymi lookami czy raczej wybierasz poszczególne trendy, które łączysz ze swoją garderobą?

Justyna Czerniak:

Akceptuję wszystkie trendy i w każdym staram się dostrzec coś ciekawego, inspirującego. Już to, że coś zasługuje na miano trendu jest dla mnie interesujące – jeśli nie z modowego to przynajmniej społecznego punktu widzenia. Nie oznacza to oczywiście, że uczestniczę we wszystkich trendach modowych jednak wychodzę z założenia, że jeśli nawet mi coś nie odpowiada to nie można tego skreślać i udawać, że nie istnieje, bo znajdą się osoby, dla których to będzie właśnie modowy strzał w dziesiątkę!  

Do mojej prywatnej szafy staram się nie przenosić całych looków. Zdecydowanie wybieram trendy, żongluje ubraniami i miksuję je ze sobą. Oczywiście od czasu do czasu popadam w zachwyt nad jakimiś nowościami rynkowymi i staram się wtedy skomponować małą kolekcję, jak było to ostatnio, gdy Daniel Lee został dyrektorem kreatywnym Bottega Veneta. Trzeba przyznać, że pod kierownictwem Daniela, który przed dołączeniem do zespołu szlifował swoje umiejętności w Maison Margiela i Balenciaga, Bottega Veneta rozkwitła a ja i setki innych dziewczyn pożądałyśmy wszystkiego, co wyszło spod jego artystycznej ręki.

Jestem wielbicielką dodatków i akcesoriów. Potrafią w mgnieniu oka przeobrazić skromną sukienkę w wytworną kreację; potrafią nadać smaku i kobiecości dziewczynie w dżinsach, sprawiając, że przestaje wyglądać zwyczajnie a staje się wręcz elektryzująca. Przyznam się, że nie od początku kochałam dodatki. Dziś nie wyobrażam sobie bez nich życia i uważam, że są zawsze nieodzownym elementem uzupełniającym każdą kreację. Celowo nie wspomniałam tu o okularach i torebkach… bo jestem od nich wprost uzależniona! Mam ich dużo a i tak uważam, że moja kolekcja nie ucierpiałaby gdyby istotnie się powiększyła. 

Ewelina Gajoch:

A jeśli miałabyś wytypować 3 wiodące trendy na 2022 rok, to byłyby to…?

Justyna Czerniak:

Ostatni Fashion Week w Kopenhadze dobitnie pokazał, że rok 2022 będzie mijał pod rządzami miksowania kolorów, wśród których na króla wyrasta zieleń, czyli kolor nadziei. Można już śmiało powiedzieć, że „green is the new black”.  Do kolorów należy dodać także dużą śmiałość w wybieraniu wzorów (nadruki, centki a szczególnie paski) co będzie zapewne stanowiło doskonałą receptę na modę w nadchodzącym sezonie.

Ja osobiście postawię również na kolor. Obecnie uwielbiam fiolet i zieleń, który idealnie wręcz komponują się z moimi blond włosami.

Wielkie domy modowe faworyzują trencze oraz garsonki łączone z krótkimi spodniczkami. Do spodni projektanci proponują noszenie kamizelek.

Jeśli chodzi o buty to powiedziałabym, że tu obserwuję największą zmianę w stosunku do ubiegłych sezonów. Teraz do sukienki zdecydowanie wypada założyć ciężkie buty!!! Ja sama zachwycona jestem propozycjami butów od Versace i Valentino, które dodają 15 cm wzrostu, pozwalając każdej kobiecie obserwować świat z poziomu wzroku modelki.

Ewelina Gajoch:

Justyna, bardzo dziękuję Ci za rozmowę i z niecierpliwością wypatruję Twoich zdjęć z tegorocznych tygodni mody!

Trendy & Porady:
Insta News